Przejdź do głównej zawartości

Agora (2010)


Doprawdy trudno powiedzieć, od jak dawna komercyjne kino nie zaoferowało widzom inteligentnego filmu historycznego. "Gladiator" Ridley'a Scotta otworzył erę efektownych widowisk, warstwą fabularną nie wykraczając jednak poza "Upadek Cesarstwa Rzymskiego" Anthony'ego Manna z 1964 roku. Instytucja scenariusza znacznie podupadła i na ekranach zagościły produkcje typu "Króla Artura". Na szczęście w roku 2005 HBO wyemitowało znakomity serial "Rzym", a w dwa lata później Showtime podjął rękawicę, realizując telewizyjną sagę o dynastii Tudorów. Pozostawało czekać na reakcję kina. Nieoczekiwanie nadeszła ona ze strony Alejandro Amenábara, uhonorowanego Oscarem hiszpańskiego reżysera.


Jego "Agora" opowiada historię greckiej uczonej Hypatii (Rachel Weisz), która zasłynęła jako znakomity matematyk oraz astronom. Rozmiłowana w filozofii bohaterka wiedzie spokojny żywot naukowca, zgłębiając tajemnice przyrody razem ze swym ojcem Theonem (Michael Lonsdale). Całkowicie poświęcona pracy odrzuca zaloty jednego ze swych uczniów, Orestesa (Oscar Isaac). Akcja rozpoczyna się w roku 391, jedenaście lat po wydaniu przez Teodozjusza I edyktu ustanawiającego chrześcijaństwo oficjalną religią Rzymskiego Imperium. Ulice Aleksandrii zapełniają uliczni kaznodzieje. Dokonując jarmarcznych cudów umiejętnie manipulują tłumem. Wzbudzają również agresję przeciw starym bogom i reprezentującym ich patrycjuszom. Gdy tłuszcza bezcześci zdobiące agorę posągi, akademicy decydują się na zbrojną interwencję. Dochodzi do zamieszek, jednak wskutek przewagi liczebnej zaskoczeni uczeni zmuszeni są zabarykadować się w gmachu biblioteki. Choć cesarz wspaniałomyślnie przebaczy pogańskim buntownikom, skarbnica starożytnej wiedzy zostanie splądrowana. Hypatia wraz z pozostałymi przedstawicielami arystokracji staje się świadkiem krwawych narodzin nowej epoki. Między przedstawicielami cesarza oraz Kościoła rozpocznie się bezwzględna walka o władzę.


Alejandro Amenábar wraz z Mateo Gilem umiejętnie rozkładają ciężar fabuły między trójkę głównych bohaterów. Orestes odsłania przed widzem arkana rozgrywek politycznych. Postać Davusa (Max Minghella), niewolnika z domu Theona pozwala rozbudować wątek dojścia chrześcijan do władzy. Davus nawraca się, wstępując do stowarzyszenia Parabolan opiekujących się chorymi oraz potrzebującymi. Jego oczami dane nam będzie obserwować frenetyczny szał tłumu podczas niszczenia biblioteki. Bestialska rzeź zamieszkujących miasto Żydów wzbudzi w bohaterze szereg wątpliwości natury moralnej, które szybko rozwieje zgrabna retoryka charyzmatycznego brata Teofila (Manuel Cauchi).
Orestes oraz Davus zakochani są w Hepatii. Wątki obu bohaterów skonstruowane są wokół jej postaci, która staje się tym samym centralną osobą dramatu. Bezbronność bohaterki wobec rozgrywających się w mieście wydarzeń jest nie tylko bezbronnością kobiety w świecie rządzonym całkowicie przez mężczyzn. Jest też bezbronnością humanizmu, nauki wobec populizmu oraz religijnego fanatyzmu. W obliczu upadku cywilizacji postawa Hepatii jest prawdziwie heroiczna. Jako jedyna stara się ocalić choć garść bezcennych zwojów z ukochanej biblioteki. Po przejęciu władzy przez chrześcijan kontynuuje nauczanie oraz swoje badania nad ruchem ciał niebieskich. Nie zgadza się na chrzest, który większość arystokracji przyjmuje z powodów czysto pragmatycznych. Wprawdzie reżyser korzysta z przysługującej mu licentia poetica i przypisuje bohaterce genialne odkrycie elipsoidalnej orbity ruchu planet, ale jest to zabieg uzasadniony dramaturgicznie, wprowadzony z dużym wyczuciem. Geniusz starożytnej uczonej przestaje być jakąkolwiek wartością w czasach gwałtownych przemian społecznych. Rodząca się cywilizacja nie ma jeszcze potrzeby gromadzenia realnej wiedzy, wystarczą jej chwytliwe hasła oraz sofizmaty. To zestawienie ryzykownych kontrastów ani przez chwilę nie trąca banałem czy tendencyjną martyrologią dzięki roli Rachel Weisz. Aktorka jak zwykle gra z wielką wrażliwością, stwarzając wiarygodny i przejmujący portret. Jej ekranowi partnerzy, Max Minghella oraz Oscar Isaac zasługują na słowa uznania. Mimo niewielkiego jeszcze doświadczenia nie oddają pola laureatce Oscara i pozostaje mieć nadzieję na ich kolejne, równie udane występy.

Hiszpański reżyser zaskakująco dobrze poradził sobie z formułą historycznego fresku. Bogaty, a jednocześnie przejrzyście skonstruowany scenariusz pozwolił złagodzić pełne przepychu panoramy i detale. Nie brak w "Agorze" sekwencji drastycznych, scenom walk nie sposób odmówić intensywności, a zawarte w nich elementy okrucieństwa robią wrażenie nawet na przyzwyczajonym do tego rodzaju widowisk widzu. Pojawiło się jednak kilka błędów. Momentami podkład muzyczny staje się zbyt nachalny, osłabiając efekt całości. Kilka pomysłów daje wrażenie chybionej lub zbyt oczywistej metafory, jak na przykład pojawiające się kilkakrotnie ujęcia z kosmosu. Na szczęście tak drobne mankamenty nie mogą zaburzyć ogólnego podziwu dla wyjątkowego kunsztu Amenábara.
"Agora" z pewnością jest obrazem kontrowersyjnym. Część widzów nie dostrzeże sensu w portretowaniu niechlubnych epizodów z historii chrześcijaństwa, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy głównym hasłem Kościoła jest dialog ekumeniczny i optymistyczne patrzenie w przyszłóść ponad podziałami. Ale "Agora" nie jest złośliwym atakiem. W filmie pokazane są mechanizmy władzy, manipulacji stojących u podstaw przemian dziejowych. Obraz, którego próżno szukać w szkolnych podręcznikach. Portretując "ludzkie oblicze Kościoła" Amenábar tworzy prawdziwe dzieło ku rozwadze i przestrodze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kislorod (2009)

Na wielu współczesnych wieczorkach poetyckich ogarnia słuchaczy żal, że autorzy przestali już zadawać sobie trud skrywania haniebnego braku treści obecnością rymów. To samo uczucie towarzyszy projekcji najnowszego filmu Iwana Wyrypajewa "Tlen". Zdobywca nagrody publiczności na ubiegłorocznym festiwalu Era Nowe Horyzonty jest smutnym świadectwem granic filmowego eksperymentu. "Tlen" składa się z dziesięciu segmentów, piosenek podanych w teledyskowej formie. Tekstem do współczesnej, rozrywkowej muzyki elektronicznej są monologi dwojga narratorów, w których wcielają się Karolina Gruszka oraz Aleksei Filimonov. Opowiadają oni historię dwojga bohaterów odtwarzanych przez tych samych aktorów. W pierwszej sekwencji poznajemy mężczyznę, który wiedziony wielką namiętnością do rudowłosej Saszy, zgładził łopatą swoją żonę. Mężczyzna pochodzi z ludu i zamieszkuje na wsi. W drugim utorze jesteśmy świadkami narodzin tego fatalnego w skutkach romansu u stóp pomnika "znanego p

Kadr tygodnia: At close range (1986)

Brad Sr.: Most people that drive thru here, they see farms, houses and fields, and... shit. I see money. Everywhere I go, I see money. I see things that can move. Anything can move has got my name writ' on it.

Halloween (1978)

Michael Myers. Sześcioletni chłopiec, który w noc halloween z niewytłumaczalnych przyczyn z zimną krwią zamordował swoją starszą siostrę. Dziecko, którego twarz przestała okazywać jakiekolwiek emocje. Beznadziejny przypadek, który nie poddawał się żadnej znanej psychiatrii terapii. Psychopata, który piętnaście lat po popełnionej zbrodni ucieka ze szpitala. Wcielony Boogeyman. Zrealizowane pod koniec lat siedemdziesiątych "Halloween" Johna Carpentera oraz "Teksańska Masakra Piłą Mechaniczną" Tobe Hoopera otworzyły nowy rozdział w historii horroru. Dotychczas losy ludzkości zależały między innymi od szlachetnego Gregory'ego Pecka ( Omen ) czy sędziwego Maxa von Sydowa ( Egzorcysta ). Tymczasem, poczynając od następnej dekady, ciężar kina grozy spocznie niemal wyłącznie na barkach grup nastolatków zmuszonych do konfrontacji z zamaskowanym mordercą. Zaraz po Michaelu Myersie na ekranach kin pojawią się Jason Voorhees ( Piątek Trzynastego ) czy Freddie Kruegger ( K