Szlachectwo zobowiązuje. Nominacja do Oscara w kategorii Najlepszy Krótkometrażowy Film Dokumentalny dla "Królika po berlińsku" Bartosza Konopki podziałała mobilizująco na Pierwszy Program Telewizji Polskiej. W ostatniej chwili zmieniono ramówkę i w godzinach wieczornych telewidzowie mogli obejrzeć naszego kandydata w tegorocznym wyścigu po statuetkę.
Rok 1952. W Berlinie pogłębia się podział między NRD a RFN. Wzdłuż zabezpieczonej płotami granicy powstaje pięciusetmetrowy pas ochronny, który za dziewięć lat przerodzi się w słynny mur. Utworzoną w ten sposób pilnie strzeżoną strefę graniczną wypełnia zieleń. Fakt o doniosłym znaczeniu w życiu wielu króliczych rodzin, zamieszkujących gościnne łąki zamienione w ziemię niczyją.
"Królik po berlińsku" to dokument nietypowy. Bohaterami prowadzonej spokojnym głosem Krystyny Czubówny narracji są sympatyczne i niezwykle pocieszne gryzonie. Mur, który powstaje w środku miasta to dla nich wymarzona nisza ekologiczna. Odizolowana od naturalnych drapieżników i nie nękana przez ludzi królicza zbiorowość zyskuje idealne warunki do życia i prokreacji. W krótkim czasie zasiedla cały pas zieleni. Kamera przygląda im się z rzetelną uwagą, zagląda do ich norek, ukazje sielankę łąki wypełnionej soczystą trawą. Jednocześnie wypowiedź strażnika oraz ekspertyza biologa przybliżają widzowi niezwykłość króliczego położenia. Historia toczy się dalej i widz, zanim zdąży się zorientować, śledzi dalsze losy zwierząt z zapartym tchem. Zwłaszcza, że wraz z budową właściwego muru oraz zaostrzeniem kontroli strefy granicznej króliki czekają dramatyczne zmiany.
Sukcesem dokumentu Konopki jest postawienie widza wobec konieczności nieustannej interpretacji wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Sami musimy odnajdować historyczny kontekst i konfrontować go z króliczymi losami. Jednocześnie znakomita realizacja, prawdziwie mistrzowskie połączenie filmu przyrodniczego z dokumentem historycznym zachęca do zmierzenia się z proponowaną przez autorów zaskakującą konwencją. "Królik po berlińsku" odnajduje trzeci punkt widzenia. Mur widziany od środka. Świat jego mieszkańców jest odbiciem, odwróconym obrazem sytuacji obecnych na zewnątrz ludzi. Dramat Niemców tylko z pozoru pozostaje tutaj wielkim nieobecnym. Obecne na ekranie emocje rzutujemy bez przerwy na dwie płaszczy. Obiektyw kamery odsłania analogie między obiema rzeczywistościami do momentu, kiedy ostatnie ujęcie pozostawia widza nieobojętnym świadkiem historii. To podróż do istoty dokumentu.
"Królik po berlińsku" może okazać się dla amerykańskiej Akademii dziełem zbyt odległym mentalnie oraz historycznie. Jednak nominacja to ukłon w stronę inteligentnego dokumentu autorskiego. Można mieć nadzieję, że gatunek ten coraz częściej będzie gościł w naszych kinach.
A królik to nie gryzoń :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie. Ale gryzie.
OdpowiedzUsuń