Producent przyniósł mi książeczkę, którą kupił za straszne pieniądze i powiedział: "Słuchaj, ratuj mnie, bo jeżeli za miesiąc nie powstanie scenariusz, to tracę prawa do tego. Czy byś nie napisał scenariusza?". (...) Ciasteczko w formie kremiku bez rureczki. Bo książeczka była napisana w jakimś takim sennym, zakochanym przedziwnie trybie, z punktu widzenia narratorki, która gra na skrzypcach, przygrywa sobie i śpiewa jakieś piosenki. (...) Ja powiedziałem wtedy temu producentowi: "Wiesz mnie to nawet zaciekawiło, tylko żeby ona kurwa nie grała na tych skrzypcach, tylko coś gadała i czy mógłby to być film, w którym jest rozmowa w ogóle o języku. Bohater jest chory na chorobę, która demoluje w nim zdolność określania rzecy i przedmiotów właściwymi słowami". W filme on mówi do tego karła, pokazując ekran: "Tu siano się leje". - używa słowa "siano" i w ogóle mówi coraz bardziej co innego. A ona, która na początku w tej kawiarni, gdzie się spotykaj...