Amerykańska prowincja w stanie Nowy Meksyk. Powoli wstaje kolejny upalny dzień. Plan szajki Charlie'go Varricka (Walter Matthau) jest prosty. Ucharakteryzowany na fajtłapowatego staruszka Charlie pod byle pretekstem wywabia z gabinetu dyrektora banku, a dwóch zamaskowanych pomocników z zaskoczenia terroryzuje strażników. Zastraszony dyrektor zdradza szyfr do sejfu, bandyci zgarniają pieniądze, wskakują do zaparkowanego na zewnątrz samochodu i odjeżdżają z piskiem opon. Niestety, niespodziewana interwencja dwóch policjantów sprawia, że z napadu uchodzą z życiem jedynie Varrick oraz Harman Sullivan (Andrew Robinson). Mężczyźni odkrywają, że w ich ręce zamiast spodziewanych kilkunastu wpada ponad siedemset pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Tak pokaźna kwota może oznaczać jedynie pieniądze mafii i Charlie zdaje sobie sprawę, że wraz z Sullivanem nie mają dużo czasu na zorganizowanie ucieczki. Faktycznie już niebawem ich tropem wyrusza płatny morderca, kowboj o pseudonimie Molly (Joe Don Baker).
Film Dona Siegela to prawdziwa perła kina sensacyjnego. Nakręcona dwa lata po "Brudnym Harry'm" zawsze pozostawała w cieniu wielkiego poprzednika. A przecież to "Charlie Varrick" daje początek poetyce, której spadkobiercami w prostej linii zostali bracia Coenowie, Olivier Stone czy Sam Raimi. Również Quentin Tarantino zapożyczył z dzieła Siegela cytat, który w słynnym "Pulp Fiction" włożył w usta Marsalusa Wallace'a - "They're gonna strip you naked and go to work on you with a pair of pliers and a blowtorch". Jednym słowem kino bez "Charlie Varricka" nie wyglądałoby tak samo.
Tytułowy bohater wymyka się schematowi rządzącemu filmem sensacyjnym. Varrick nie jest ani podstarzałym policjantem, ani komandosem, nie przeżywa traumy wojennej. To były kaskader-pilot po pięćdziesiątce, prowadzący firmę zajmującą się opryskiem pól. Mieszka w przyczepie, na co dzień chodzi ubrany lekko niechlujnie, flegmatycznie przeżuwając gumę do żucia. Nic nie zapowiada, aby mógł stawić czoła potężnej mafijnej machinie. A jednak od pierwszej sekwencji napadu na bank zdajemy sobie sprawę, że to on jest najbardziej inteligentnym oraz doświadczonym z rabusiów. Mistrzowska reżyseria Siegela sprawia, że widz z napięciem śledzi kolejne poczynania Varricka, choć nie wydaje się, aby mogło mu udać się uciec przed zbliżającym się zagrożeniem w postaci psychopaty Molly'ego. Narracja rozpięta jest między tymi dwoma postaciami, a jej rytm wyznaczają spokojne, metodyczne przygotowania do mającej nastąpić w finale konfrontacji. Okaże się, że położone na uboczu miasteczka Stanów Zjednoczonych skrywają domy publiczne, nielegalne kasyna, meliny handlarzy bronią oraz fałszerzy, wystarczy tylko zapukać do właściwych drzwi.
Znany głównie z repertuaru komediowego Walter Matthau daje prawdziwy popis aktorskiego kunsztu. Jego Charlie Varrick to wrażliwy twardziel, którego bez wahania można postawić obok takich ikon gatunku jak Shaft (Richard Roundtree), Harry Callahan (Clint Eastwood) czy Paul Kersey (Charles Bronson), choć najbliżej mu chyba do niezapomnianego porucznika Columbo (Peter Falk). Joe Don Baker jako wynajęty przez mafię Molly jest bezwzględny, cyniczny oraz wystarczająco enigmatyczny, aby stworzyć przekonujący portret psychopaty. Dziś widzimy w nim pierwowzór dla takich postaci jak jeździec z piekła rodem, Leonard Smalls (Randall Cobb), z "Raising Arizona" czy Anton Chigurh (Javier Bardem) z "No Country for Old Men".
Don Siegel należał do tej klasy reżyserów, którzy nie musieli epatować przemocą, nie potrzebowali też ton materiałów wybuchowych, aby pozyskać uwagę widza. Oszczędny montaż, miejscami wręcz malarskie zdjęcia oraz znakomicie poprowadzeni aktorzy wystarczają do stworzenia wciągającego, pełnego napięcia widowiska. Początkowa sekwencja napadu na bank to niedościgniony przykład filmowej erudycji, który jeszcze czterdzieści lat później z zachwytem analizuje się scena po scenie. "Charlie Varrick" - inteligentne, męskie kino.
Komentarze
Prześlij komentarz